juz same nie wiedzom co na sie ubrać'*
Strój, szczególnie kobiecy, jest ważnym elementem społecznym i kulturowym. Wszelakie urozmaicenia elementów stroju codziennego jak i odświętnego, miały na celu utrzymać różnice pomiędzy warstwami uprzywilejowanymi a plebsem. Podstawową funkcja ubrania była i cały czas jest, ochrona przed warunkami atmosferycznymi (chłodem, gorącem), przy okazji strój musi być praktyczny przy wykonywaniu różnych prac.
Polskie stroje ludowe charakteryzują się bogatą tradycją, są charakterystyczne dla różnych regionów Polski, ale również na ich podstawie można odróżnić mieszkańców sąsiednich wsi. Polskie dziewki, nie ważne czy bogate czy biedne, zawsze starały się zachwycać kawalerów, coraz to bardziej urozmaicając swój wygląd od stóp do głów.
Zapaski czy chusty?
Jedną z najstarszych elementów kobiecego ubioru ludowego była zapaska, często były to dwie zapaski tworzące spódnice. W chłodne dni, wełniane zapaski były również zakładane na ramiona (zapaski od chłodu), jednak zostały zastąpione zapaskami lnianymi, którymi okrywano również głowę i część tułowia lub głowę i ramiona. Taka lniana chusta była zwana rańtuchem na Spiszu i łoktusą w okolicach Krakowa. Na Podlasiu kobiety nosiły podobne lniane nakrycie głowy zwane nakrywką, była to długa chusta, sięgająca do kostek zdobiona na brzegach haftem. Krótsze, lniane chusty były często zdobione haftem i upinane, tworząc nad czołem jeden lub dwa 'rogi'- zwane były również rucznikami lub obrusami. W okolicach Łańcuta, takie zdobione lniane chusty były ubierane przez kobiety zamężne, oraz jako część stroju ślubnego, noszone przez pannę młodą i druhny.
Bogatsze panienki mogły sobie pozwolić na sprowadzenie kolorowych tkanin z Francji. Jak mówi stare przysłowie 'Jako było stać, tako było znać'. Ulubionym kolorem, który był również kolorem zamożności był czerwony. Jednak chusty kobiece do XX w. nie były tak bogate w kolory i wzory jak te, które teraz znamy. Odzież ludowa uległa zmianie na początku XX w., kiedy to były dostępne barwne wzory fabrycznie drukowane w kwiaty i sprowadzane z Indyjskiej Wyżyny Tyberańskiej, skąd nazwa tybety.
A co to są tybety?
Tybety- kwieciste, kolorowe wzory to jedne z najbardziej rozpoznawanych wzorów w kulturze ludowej w Polsce. Kojarzą się w szczególności z kulturą góralską. Kwiaciaste wzory można znaleźć zarówno na tradycyjnych chustach jak i spódnicach, jak również na bardziej nowoczesnych t-shirtach, torebkach, a nawet kubkach. Kolory noszonych tkanin były zależne od uroczystości takich jak: śluby, odpusty, pogrzeby, Boże Ciało, Wielkanoc, Adwent. W uroczystości radosne (odpusty, Boże Ciało, niedziala, śluby, chrzty) nosiło się kolory żywe radosne (zielony, niebieski, czerwony), w uroczystości poważne (Adwent, Wielki Post, pogrzeb) zakładano ciemne (czarne, brązowe) chusty i spódnice. Bardzo często dana wieś miała swój charakterystyczny kolor, więc łatwo można było rozpoznać, z której wsi jest dana panna.
Joseph Bąk i jego cwany plan.
W październiku 2010 roku w Tygodniku Podhalańskim ukazał się artykuł na temat Pana Józefa Bąka, który... i tu zaczyna się historia.
Pan Józef Bąk, przedsiębiorca z Chicago zbierał wzory używane do produkcji góralskich strojów a następnie je opatentował, co spowodowało nie lada zamieszanie na Podhalu. Nagle, do producentów regionalnej odzieży zaczęły napływać pisma o naruszeniu praw autorskich i żądanie odszkodowania blisko 100 tyś. zł, co dla wielu producentów było by gwoździem do trumny...
Wielu sprzedawców i producentów odzieży regionalnej nie mogło się nadziwić skąd wziął się patent skoro wzory góralskie były znane od przeszło 70-ciu lat! Tygodnik Podhalański opisuje, że udało im się skontaktować z panem Josephem, który oczywiście wszystkiego się wyparł obwiniając brata o zajmowanie się 'tymi sprawami', mino iż na wszystkich dokumentach widnieje jego imię...
Niestety, nie znalazłam jak historia z panem Josephen z Chicago się kończy (może ktoś wie i się podzieli w komentarzach), ale wiadomo że górale z Podhala nie dadzą za wygraną!!
To tyle na dzisiaj, napiszcie w komentarzach czy się Wam podobało i czy chcecie więcej!
* Trebunia-Staszel 2007, 116
No comments:
Post a Comment